Mogłabym zacząć ten tekst od frazesów typu : zobacz, to jest Piąta Aleja w Nowym Jorku, najdroższa, czy jedna z najdroższych ulic świata, tu znajdują się luksusowe butiki, eleganckie wnętrza, zamożni świata robią tu sobie zakupy. Mogłabym jeszcze dołączyć własne zdjęcie, z nóżką wysuniętą do przodu i z miną, z której można wyczytać : jestem tu „na szopingu”, możesz mi zazdrościć. Ale nie taki jest mój cel. Chcę Ci dziś pokazać jak naprawdę wygląda Piąta Aleja w Nowym Jorku, która choć zalicza się do najdroższych ulic świata, wcale nie jest taka wymuskana. Tak, są tutaj te wszystkie Prady, Dolce Gabbany i inne Versace, ale przy Fifth Avenue stoją również obskurne budy z hot dogami, colą i popcornem, przy Piątej siedzą bezdomni, znajdują się tu też sklepy z nowojorskimi pamiątkami za kilka dolarów, z dopiskiem „made in China”.
Zanim pierwszy raz pojechałam do Nowego Jorku,
miałam głowę nabitą obrazkami z telewizji, gazet i internetu. Nie ma co kryć, byłam zafascynowana Manhattanem, a 5 Aleja jawiła się w mojej głowie jako coś niebywale luksusowego i wytwornego. Wprowadziłam się też w odpowiedni nastrój kartkując przed wyjazdem numer amerykańskiej edycji Vogue’a. Dzięki niemu wiedziałam dokładnie jak mają wyglądać ludzie a zwłaszcza kobiety, które tamtędy chodzą. Czyli 5 Aleja w Nowym Jorku miała być maksymalnie snobistycznym i eleganckim deptakiem, po którym spacerują wyłącznie wymuskani ludzie. Zatem panie w kreacjach za tysiące dolarów i panowie, za którymi ciągnie się smuga ekskluzywnej wody kolońskiej. Piąta Aleja miała być też pełna luksusowych butików.
Co do butików wszystko się zgadzało – Prada, Gucci, Versace, Louis Vuitton, Fendi, Chanel i wiele innych najdroższych marek kusiło eleganckimi witrynami z luksusowym towarem. Brakowało jednak zasadniczego elementu. Brakowało TYCH kobiet. Kobiet w niebotycznie wysokich szpilkach, sukienkach w rozmiarze zero, w kapeluszach i ciemnych okularach skrywających oczy, przez co trudno określić wiek.
Piąta Aleja w Nowym Jorku. Gdzie są ci ludzie?
Zastanawiałam się wówczas patrząc na mężczyzn w krótkich spodniach i sandałach oraz na dziewczyny, które zamiast szpilek nosiły japonki. Na kobiety, którym skórzane torebki Chanel zawieszone na przedramieniu, zastępowały plecaki albo torby listonoszki. Nie było też dzieci odzianych od stóp do głów w ubrania sygnowane metkami z najwyższej półki. 5 Aleją dreptały sobie pociechy turystów trzymające w dłoniach reklamowe wachlarze.
Mój pierwszy spacer miał miejsce latem, Piąta Aleja w Nowym Jorku była więc wypełniona w większości turystami, którzy bez strachu i kompleksów wchodzili do tych wszystkich najbardziej ekskluzywnych sklepów świata tylko po to, żeby sobie popatrzeć. To było coś na zasadzie atrakcji, podeptać kremową wykładzinę u Prady i wybrudzić palcami szklane drzwi, które uparcie wycierała po turystach pracownica butiku.
Czar prysł. 5 Aleja w Nowym Jorku okazała się po prostu ulicą handlową
Dużo sklepów, dużo znanych marek i dużo ludzi. Żaden wypasiony deptak, żaden tip top. Hałas, spaliny i pędzące taksówki. Tu też walają się śmieci. Tu też stoi gość z małą przyczepką, z której sprzedaje hot dogi za 3 dolce (albo i więcej) oraz colę w puszce. Przy Piątej Alei w Nowym Jorku oprócz luksusowych butików są też H&M, Zara i Gap. Są sklepy z pamiątkami, w których kupisz kubek za kilka, kilkanaście dolarów albo breloczek do kluczy za jeszcze mniej. Są stoiska z tanimi czapkami, szalikami, parasolkami i sztuką uliczną.
I tu też odbywa się nielegalny handel. O zmroku można przy Piątej Alei spotkać gości, którzy przechadzają się wzdłuż „najdroższej ulicy świata” z wielkimi workami na plecach. Ludzie ci niemal uginają się pod ciężarem worów, w których znajduje się masa podrabianych torebek. Do wyboru, do koloru. Ci faceci się nie szczypią. Zaczepiają przechodniów, potrafią nawet stanąć w pobliżu butiku, w którym wystawione są w witrynach cudeńka za 2 tysiące dolarów i próbują wciskać coś PODOBNEGO z Chin, za mniej niż sto zielonych.
Dziś na jednym z odcinków, chodzi się Piątą Aleją trudniej niż kiedyś
Przy ulicy znajduje się bowiem Trump Tower, czyli budynek należący do prezydenta USA. Ustawione są więc barierki, przy których stoją policja i ochrona. To samo jest w samym budynku. Należy jednak pamiętać, że każdy, ale to każdy kto ma ochotę, może sobie wejść do Trump Tower. Zapytasz : jak to? Otóż dolna część budynku to tak zwana przestrzeń publiczna. A publiczna to znaczy dostępna dla wszystkich. Właściciele budynków zgadzając się na część publiczną, dostają w zamian pozwolenie na budowę wyższych drapaczy chmur. Zyskują tym samym więcej komercyjnej przestrzeni. Muszą jednak udostępnić dół wszystkim. Tak jest właśnie w Trump Tower. Jeśli chcesz zobaczyć jak wygląda w środku drapacz chmur, w którym przed przeprowadzką do Białego Domu mieszkał obecny prezydent USA, to kliknij na wytłuszczony tekst.
Czy dziś Piąta Aleja w Nowym robi jeszcze na mnie wrażenie?
Oczywiście, że tak, ale patrzę już na nią inaczej. Już nie ponosi mnie wyobraźnia. Lubię się przejść 5th Avenue, popatrzeć na witryny sklepowe, bo są one robione naprawdę z polotem. Co roku, przed Bożym Narodzeniem spacer jest obowiązkowy, ponieważ dekoracje świąteczne po prostu wbijają w ziemię (jeśli nie oglądałeś/oglądałaś na moim blogu zdjęć, w którym pokazałam jak wygląda świąteczny Nowy Jork, to zajrzyj do tego tekstu koniecznie). Zastanawiam się jednak czasem, kto w tych sklepach kupuje, ponieważ bardzo często są one puste. Czy są rentowne? A może sprzedaż odbywa się w salonikach na zapleczu i z ulicy tego nie widać? Czy to tylko takie wizytówki luksusowych marek, którym po prostu nie wypada nie być przy Fifth Avenue? A ja, czy coś kupuję przy Piątej Alei? Jasne! Hot dogi, napoje i prażone orzechy 😉
Tamtej strony świata jeszcze nie znam 😉 ale mam nadzieje że poznam i że sama będę mogła się przekonać jak tam jest 🙂 ta ulica z Twojej relacji przypomina mi trochę ulice Londynu, tam też jest mnóstwo worów ze śmieciami i strasznie dużo ludzi 🙂
Widzisz, a Londyn wciąż przede mną 🙂 Nie wiem ile razy w życiu leciałam przez Londyn ale tak naprawdę, to nigdy w nim nie byłam…
Widzisz, a Londyn wciąż przede mną ? Nie wiem ile razy w życiu leciałam przez Londyn ale tak naprawdę, to nigdy w nim nie byłam…
Jest tam jeszcze Cartier…i broszka: sniezna pantera z centkami z brylantow. Za ile zer to nie wiem, bo sie pogubilam w liczeniu. Corocznie jednak mowie Mikolajowi, ze tam jest i czeka:)
Na 5 Ave lubie Banana Republik (tuz kolo Rockeffeler Center), Ann Taylor czy Lord&Taylor, ale to w strone Biblioteki juz i Brayan Park.
A nade wszystko Katedre Sw. Patryka. Jest wreszcie po remoncie, wolna od rusztowan. Zajrzyj koniecznie i zaskocz sie oltarzem po lewej stronie od wejscia, juz nie pamietam, czy jest to 3 czy 4 🙂
Tak, byłam w katedrze wiele razy i widziałam naszą Madonnę 😉
Witaj Lidia? Doczekałam się tekstu. I czytałam z zapartym tchem. Też mam – a właściwie miałam, do dzisiaj – takie wyobrażenie o tym miejscu „Wow…. te wszystkie sklepy”. No i sprowadziłaś mnie na ziemie ? Strasznie to wygląda, zwłaszcza te walające się worki i śmieci… feee.
Ale i tak kiedyś pojadę i przejdę się tą ulicą?
No jasne, że pojedz dziewczyno i sprawdź osobiście czy nie nakłamałam 😉
Masz rację co do „piątej”… tzn nigdy tam nie byłem, pewnie będzie mi dane, ale tu już nie chodzi o to, że wokół kartony, fruwające śmieci czy zapach hot dogów za 3 dolce. Każde miejsce ma swój klimat, i choć Kraków ma tylko Rynek – wracam tam, choć góry wyglądają tak niby tak samo – wracam tam. Morze? Co się tam zmienia prócz pogody? Jednak wracam tam. Dla klimatu, dla potrzeby ducha i trochę ciała 😉
Pozdrawiam
Myślę, że chętnie wracamy po prostu do miejsc, które wiążą się z miłymi wspomnieniami, w których jest nam dobrze 🙂