To mój kolejny raz w Hollywood i kolejny w tzw. oscarowym tygodniu. Coś w tym jest, że nigdy nie jest tak samo jak za pierwszym razem. Jasne, że jestem podekscytowana, fantastycznie tu znowu być, ale inaczej już na to patrzę. Z większym dystansem. Kręcę się po czerwonym dywanie, robię swoje i obserwuję ludzi. Lubię zwłaszcza podglądać dziewczyny z ekip telewizyjnych, bo one robią największe show. Stają na skrzynkach by wyglądać na wyższe, marzną w kusych sukienkach i męczą się przed kamerami w butach na gigantycznych obcasach, by za jakiś czas wyciągać z reklamówek niepozorne baletki.
Czerwony dywan, ten po którym w niedzielę będą paradować gwiazdy i nominowani do Oscarów, jest teraz przykryty białą folią. Ściągną ją w sobotę pod wieczór i wtedy na dywanie zacznie się prawdziwy szał i show. Nie, nie, nie gwiazd kina. To będzie show ludzi a raczej dziewczyn z telewizji. Balowe suknie, filmowe makijaże, koki albo loki, sztuczne rzęsy, cekiny, brokaty i nie wiem co jeszcze. Glamour jak to mówią. Śmiem twierdzić, że „królowe dywanu” to prezenterki z Ameryki Południowej. Te dziewczyny naprawdę potrafią dać czadu, choć w tym roku niezła też jest Japonka, która – jak przypuszcza Pan X – jest takim Szymonem Majewskim swojej stacji.
Wolfgang Puck, pochodzący z Austrii szef kuchni, który od 20 lat przygotowuje menu na pooscarowe przyjęcie (The Governors Ball) przechadza się po dywanie wyłącznie na kilka dni przed Oscarami. To droga do namiotu, w którym pan Puck prezentuje próbki jedzenia serwowanego w czasie balu. Potem już tylko gotuje i modli się, żeby był prąd i gaz. Nie bez powodu. Raz, w dniu balu prądu zabrakło.
Może kojarzycie czekoladki w kształcie Oscarów, ze złotą posypką, które serwowane są na pooscarowym przyjęciu? Widziałam zabawną scenkę z takim Oscarem w tle. Jakiś gość z telewizji zajadał się nim przed kamerą, niemal jęcząc do obiektywu, że taki dobry. Prawie mu uwierzyłam. No, kiedy kamera została wyłączona, showmen porzucił czekoladkę z grymasem na twarzy. Cóż za nikczemość;) Ja tam swoją zjadłam w całości. Była dobra.
Tak bardzo to chyba jednak nie marzną, nawet w lutym mamy tu cudną pogodę przecież!
Wiecie co, Wolfgang Puck robi dużo jedzenia takiego na jeden chaps i to mi się podoba. Dzięki temu, ci którzy pójdą na taki bal, mogą spróbować wielu różnych rzeczy.
Nic tylko tyc 🙂
ale dobrocie do jedzenia! Zjadłabym takie oscarowe czekoladki i te z łososia też:)
Zazdroszczę pogody i słońca. Pozdrowionka z zimowego miasta.
P.S. Wróciłem już i obejrzałem "Miami Dolphins" – nie jeden raz :))) chłopacy mają kapitalne poczucie humoru.
Wiedziałam, że Ci się spodoba;)
świetne zdjęcia,
zazdroszczę takich możliwości 🙂
Świetne zdjęcia…zawsze brakowało mi tego….trzymam kciuki przede wszystkim za Janusza Kamińskiego.
pozdrawiam Julia