Kiedy oglądasz w telewizji gwiazdy filmowe na czerwonym dywanie, w ubraniach za tysiące dolarów, z uśmiechami przyklejonymi do twarzy, które machają do rozhisteryzowanego tłumu, być może czasem z zazdrością pomyślisz o takim życiu. O bankietach, premierach, imprezach, dolarach i wielu rzeczach za darmo. Wizja prowadzenia luksusowego życia, to na jachcie, to w Monte Carlo, Paryżu, Dubaju, na Hawajach, w pierwszym rzędzie na pokazie mody, albo na przyjęciu w Białym Domu może rozpalić wyobraźnię. Ale ja napiszę Ci dziś jak naprawdę wygląda Hollywood z bliska, które ma niewiele wspólnego z tym, co może podpowiadać wyobraźnia.
Odwiedzając Hollywood wielokrotnie widziałam ludzi, którzy utknęli w Fabryce Snów na lata, bo kiedyś obejrzeli jakiś film, zobaczyli kogoś znanego w gazecie albo w telewizji i pomyśleli : ja też tak chcę, chcę być sławny i bogaty. Ci ludzie uwierzyli, że jest to możliwe.
Jeśli pojedziesz do Hollywood,
to masz raczej niewielką szansę na to, że spotkasz gdzieś na ulicy kogoś znanego. Jasne, że naganiacze będą próbować Ci wcisnąć wycieczkę za kilkadziesiąt dolarów, podczas której zobaczysz „domy gwiazd a może nawet je same”. Autobus jedynie śmignie koło jednego, drugiego czy piątego domu a Ty może zrobisz kilka zdjęć, pod warunkiem, że Twój aparat zdąży złapać ostrość. Pan X i ja wybraliśmy się raz na taką wycieczkę. Bus krążył po hollywoodzkich wzgórzach, zwalniając jedynie przy domach, które miały należeć do gwiazd, a które zazwyczaj skrywały się za wielkimi bramami i murami. Prawda jest taka, że autobusy z turystami po prostu nie mogą się przy tych domach zatrzymywać i jedyne, co jest w stanie zaoferować organizator takiej wycieczki, to szybka przejażdżka po malowniczej -jakby nie było – okolicy.
To, na co możesz liczyć jadąc do Hollywood, to spotkania z przebierańcami.
Czyli ludźmi, którzy udają, że są Supermenem, Batmanem, Myszką Miki, Shrekiem, Elvisem Presleyem, Marlin Monroe albo Charlie Chaplinem. Z ludźmi, którzy udają, że wszystko gra, że jest fajnie. Z ludźmi, którzy próbują wmawiać tym, co chcą słuchać, że jeszcze będą znani mimo, iż zwiędły im twarze. To ludzie, którzy chodzą w tą i z powrotem po Hollywood Boulevard (przy nim znajduje się Teatr Dolby, w którym rozdawane są Oscary) z nadzieją, że turysta zrobi sobie z nimi zdjęcie i rzuci dolara, dwa, może pięć. Chodzą, bo nie potrafią robić nic innego poza udawaniem, albo wciąż się oszukują, że ktoś da im szansę.
Rejon Dolby Theater i Chińskiego Teatru to jedno z tych miejsc, które odwiedza niemal każdy turysta przyjeżdżający do Hollywood. Tu robi się dziesiątki a może i setki zdjęć. Zdjęć samego Teatru Dolby, dawniej Kodaka, Alei Sław z nazwiskami gwiazd umieszczonymi na chodniku, czy w końcu sobie na tle tego wszystkiego.
Będąc w Hollywood dotarło do mnie jak bardzo potrafimy ulec złudzeniu,
że wszystko co się świeci to złoto a każde marzenie może się spełnić. Kiedy człowiek przyjrzy się bliżej sobowtórom, widzi jak prują im się stroje, jak buty wołają o klej albo wymianę. Widzi, jak spod czarnych włosów Supermena wyłania się siwy odrost a spod grubej warstwy makijażu Marilyn, zmarszczki dojrzałej kobiety. Widzi prawdę. Pojmuje, że Teatr Dolby naprawdę jest częścią centrum handlowego a piękne, czerwone kotary umieszczone przy schodach, po których wchodzą gwiazdy w czasie Oscarów, służą wyłącznie do przykrycia witryn sklepów : z butami, walizkami, jakimś jedzeniem. I z ulgą sobie uświadamia – na szczęście mnie ten cyrk nie dotyczy. Czasem lepiej być po prostu turystą i cykać foty.
Na pamiątkę.
Zajrzyj też koniecznie do tekstu :
Chodź, odrę Cię z wyobrażeń, czyli Walk of Fame w Hollywood
A jeśli masz ochotę przeczytać tekst, który napisałam kiedyś tuż przed Oscarami, o tym jak wyglądają przygotowania i co się dzieje na czerwonym dywanie to kliknij tutaj.
Ja w Miami na autostradzie spotkałem Jack’a Nicholsona w białym Bentleyu. Uśmiechnęlismy sie do siebie i szybko uciekł do przodu 🙂
Ha! Fajne są takie spotkania. Widziałam kiedyś w Nowym Jorku Johna Travoltę jak wychodził z hotelu 😉
brakuje pokazania tej drugiej strony 😉 na przeciwko tego Dolby Theatre znajduje sie McDonald a przed wejściem do niego jest chyba gwiazda Marilyn? i uzbrojony po zęby ochroniarz .. a wieczorem lepiej się tam nie kręcić.. nie polecam dla mnie strata czasu żałuje że mnie nikt nie odwiódł od pomysłu zobaczenia tego dziadostwa 🙂
Prima sort. Dziękuje.Pozdrawiam.
Na zdrowie 😉
Hoolywood mam rownież w planie odwiedzić, dla mnie to taki inny świat a może faktycznie tylko złudzenie 🙂 myślę że mimo wszystko warto przejść się aleja gwiazd i spotkać tych przebierańców 🙂
Jasne, że warto! Natomiast jest to tak inne od wyobrażeń, że … aż trzeba to zobaczy 🙂