Jeśli przyjdzie Ci do głowy pomysł, żeby zrobić sobie kiszone ogórki, to albo wyciągniesz słoiki i przystąpisz do działania, albo zapytasz swojej mamy, babci lub cioci jak to się robi. Ostatecznie wklepiesz w Google hasło „jak zakisić ogórki”. Przeciętna Polka a nawet Polak (czyli mężczyzna) słysząc hasło „kiszone ogórki” potrafi natychmiast podać przykład kogoś, kto regularnie je kisi, nawet gdy sam tego nie robi. W Polsce kiszenie ogórków i robienie marynat na zimę jest bowiem oczywiste, dla niektórych obowiązkowe a dla wielu proste jak drut.
Amerykanie nie kiszą ogórków
Przeciętny Amerykanin nie robi weków i nie marynuje. Przeciętny Amerykan tego robić nie potrafi (piszę ogólnie, czyli generalizuję, ponieważ wiadomo, że są tacy, którzy zakręcili w życiu niejeden słoik, z niejedną marynatą). Muszę tu uściślić, że Amerykanie mieszkający na prowincji, posiadający farmy znają się na wekach, i z weków często żyją. Tutaj mam na myśli Amerykanów rezydujących w miastach. Ale to, że mieszczuchy nie robią zapasów na zimę, nie znaczy, że marynat nie jedzą. W sklepach bez problemu można kupić marynowane ogórki. Ogórki w zalewie (kiszone) też są dostępne, ale nie ma takiego wyboru jak konserwowych i nie są popularne. Myślę nawet, że Amerykanie kiszonych ogórków specjalnie nie znają a te dostępne w wybranych sklepach są dla koneserów lub cudzoziemców.
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie pewna kolacja. Pan X i ja gościliśmy ostatnio w domu polsko-amerykańskiego małżeństwa. Pan domu, Amerykanin odbył latem podróż do Polski ze swoją niedawno poślubioną żoną i był pod wrażeniem ilości kiszonek i marynat, których skosztował. Żeby było jasne. Bardzo mu smakowało.
Kiedy tak rozmawialiśmy o polskich ogórkach kiszonych i innych tego typu frykasach, przypomniał mi się podcast, którego wysłuchałam jakiś czas temu. Była to rozmowa z Amerykanką, da której uczenie ludzi jak robić weki, stało się dochodowym biznesem. Bohaterka tego podcastu jest mi bliska, ponieważ tak jak ja chciała napisać książkę. Założyła więc bloga i zaczęła umieszczać posty, żeby gromadzić czytelników. I tak, przy tej okazji odsłaniam się całkowicie i zupełnie otwarcie przyznaję, że zamierzam napisać książkę.
Książka Amerykanki nie miała być jednak o wekach
To miała być powieść historyczna, z akcją toczącą się na prowincji i opisującą między innymi w jaki sposób ludzie hodowali zwierzęta, uprawiali ogrody, przygotowywali weki, żeby zapewnić sobie jedzenie. Melissa, bo tak ma na imię ta blogerka-bizneswoman zaczęła więc zamieszczać na swoim blogu posty, w których pokazywała w jaki sposób można coś zamarynować albo jak skutecznie wyhodować własne warzywa. Chciała w ten sposób oswajać czytelników z tematyką planowanej powieści. Odbiorcy byli zachwyceni.
Mieszkająca na prowincji Melissa nie napisała nigdy żadnej powieści, wydała za to książkę z przepisami. Ale dziś żyje nie tylko z pisania. Melissa uczy Amerykanów w jaki sposób robić weki, uprawiać warzywa i hodować zwierzęta. I ludzie jej za to płacą. Na blogu Melissy można bowiem wykupić miesięczny abonamet, za 27 dolarów i otrzymywać filmy instruktażowe oraz PDFy z poradami i wskazówkami dotyczącymi uprawy, hodowli i wekowania.
Opowiedziałam tę historię gospodarzowi domu, u którego byliśmy na kolacji
mówiąc, że w Polsce taki biznes nie miałoby racji bytu, ponieważ w Polsce każdy wie jak marynować a jak nie wie, to zapyta kogokolwiek i się dowie. Za darmo. Ewentualnie z gazetki za dwa złote. Powiedziałam jeszcze, że po raz kolejny przekonałam się, że w Ameryce można robić pieniądze na wszystkim. Pan domu przyznał mi rację i potwierdził, że Amerykanie nie kiszą ogórków, nie robią słoików na zimę, potwierdzając też, że w zarabianiu pieniędzy nie mają sobie równych.
Amerykańskie sklepy pełne są marynat
Dominują ogórki konserwowe. Ogórki kiszone nie są już tak popularne i nie ma ich w każdym sklepie. W niemal każdym są za to marynowane buraczki, które są moim wielkim amerykańskim odkryciem. W moim rodzinnym domu ich się nie robiło i nawet nie wiem czy w Polsce mają wielu fanów. Świeże buraki nie są USA żadnym hitem i często nie ma ich w pobliskim sklepie. Ale buraczki w słodkiej, octowej zalewie można kupić bez problemu.
Amerykanie słyną jeszcze z czegoś, co nazywa się cucumber relish. Są to drobno pokrojone ogórki z dodatkiem zielonej papryki, cebuli, skąpane w octowej, bardzo słodkiej zalewie. Widziałam również takie, w wersji z cynamonem. Nie jestem fanką cucumber relish, ale piszę o tym dla tych, którzy być może chcieliby spróbować i kupić sobie w amerykańskim markecie. Na marginesie dodam, że relish jest również często wykorzystywane w USA jako dodatek do hot dogów (na życzenie).
Amerykanie nie kiszą ogórków ale weki mają przyszłość
Nastawienie do samodzielnie robionych marynat i kiszonek może się jednak w USA zmienić. W ostatnich latach obserwuje się bowiem w Stanach Zjednoczonych wielkie zmiany w podejściu do odżywania. W Ameryce zapanowała wręcz moda na żywność organiczną, ekologiczną i samodzielne gotowanie. Zaś stoiska z warzywami w sklepach rozrosły się do potężnych rozmiarów. Widzę wielką różnicę w tym temacie, pamiętam jak to wyglądało w 2009 roku, gdy przyjechałam do Ameryki a jak to wygląda obecnie. Pisałam o tym w tekście pt. Ile w USA kosztuje żywność organiczna i jeśli go nie znasz, to koniecznie przeczytaj. Własne marynaty mogą więc być dla Amerykanów kolejnym elementem wprowadzanych w życie zmian. Już nie tylko ekologiczne warzywa, zdrowa żywność, lecz również własnoręcznie zrobione weki.
Kiedyś w Polsce kisiło się ogórki, robiło marynaty i dżemy, żeby było na zimę i żeby było taniej. Trudno mi powiedzieć czy to się dalej opłaca. W USA takie zabawy są dość kosztowne. W Ameryce nie ma bowiem ryneczków jak w Polsce. Farmers market czynne są zazwyczaj raz w tygodniu a ceny na nich są wyższe niż w sklepach. Dzieje się tak dlatego, że oferowana żywność pochodzi zwykle z gospodarstw ekologicznych. Ludzie kupują więc najczęściej warzywa i owoce na sztuki a nie na kilogramy. Takimi warzywami Amerykanie się delektują a nie je marynują. Ale jeśli skorzystają ze wskazówek Melissy, to najpierw sami wyhodują a potem sami zamarynują.
Mam dzialke,ale slaba ziemie pare krzaczkow pomidorkow, ogorkow ziola tak zeby tylko na codzien zerwac prosto z krzaka. Zaopatruje sie w warzywa na pobliskiej farmie. Faktycznie warzywa sa drozsze, ale jak smakuja takie swiezo zrywane.Maja sklepik, a w nim warzywa i owoce z pobliskich farm. W sezonie tak jak teraz pomidorowym maja pomidory w kartonach piekne, dojrzale, swiezo zrywane 25 funtow za 25 dolarow juz trzeci karton przerabiam 😉 Papryke tez mozna kupic w ten sam sposob.Ona musi poczekac do nastepnego tygodnia , wiadomo jak to jest jak czlowiek pracuje i ma dom ,rodzine do ogarniecia codziennie domowe obiadki itp… Czytaj więcej »
Kiszenie ogorkow jest moim sezonowym hobby. Bardzo je lubie i jestem z nich dumny jako mezczyzna ktory nigdy niczego w kuchni zwykle nie robi. Ale mieszkam w USA i w dodatku w miescie i mam przez to ograniczony dostep do tych mniej popularnych skladnikow jak np. lisci. Ogorki sa, sol jest, czosnek, nawet chrzan sie znajdzie, koper to juz wogole rarytas, ale lisc pozeczki czy wisni czy debu, to juz poza zasiegiem. Owszem rosnie tu w Pacific Northwest duzo debow ale ich liscie jakos mi nie przypominaja tych polskich. Czy ma pani na to jakas rade? A liscie wisni, nie… Czytaj więcej »
Porzeczke mozesz zasadzic kolo domu ja mam
Czekam na książkę 🙂 Pozdrawiam z Poznania.
Bardzo mi miło:) Pozdrowienia!