Młoda, czarnoskóra kobieta, wystrojona w modne ciuchy dosłownie telepała się z nerwów.
-Widziałaś co ona zrobiła? Widziałaś??!!! – krzyczała do mnie wzburzona (tak naprawdę nie padło słowo „ona” tylko niecenzuralne). Kiwnęłam szybko głową, bo dziewczyna była tak wściekła, że istniała obawa, iż jeśli jej nie przytaknę, to po prostu przywali mi, żeby się wyżyć na kimkolwiek.
Pan X i ja czekaliśmy przy przejściu dla pieszych przy 5 Alei w Nowym Jorku, aż światło zmieni się na białe (w USA zielone jest dla kierowców, dla pieszych jest biały ludzik). Ona (ta wystrojona dziewczyna) stała przy krawężniku i machała do przejeżdżających taksówek. Ale sznur żółtych aut z pasażerami w środku jechał dalej. W końcu jedna z taksówek zwolniła i zatrzymała się. Dziewczyna schyliła się więc żeby zabrać większą torbę, która stała na chodniku. Tę sekundę wykorzystała jednak inna panna wskakując szybciutko do taksówki (jak w filmach). Kierowca ruszył i pojechał, nie zaprzątając sobie głowy tym, kto był pierwszy. Liczył się po prostu kurs. Bo tak działa żółta, nowojorska taksówka.
Nie trzeba być specjalnie bystrym by zauważyć, że po Manhattanie jeżdżą głównie żółte taksówki, które obok metra stanowią jeden z najpopularniejszych środków transportu. Ze względu na ciasnotę i ograniczoną ilość miejsc do parkowania, które z resztą kosztują majątek (średnio około 12 dolarów za godzinę), większość mieszkańców Manhattanu samochodu po prostu nie posiada.
Wiozła nas parę razy żółta, nowojorska taksówka i nie mogę powiedzieć, żeby to było coś fajnego. Trafiali się zazwyczaj mało uprzejmi kierowcy, którzy sprawiali wrażenie, że robią wielką łaskę, iż jadą. Za to gdy przychodziło do płacenia, upominali się bez skrupułów o odpowiedni napiwek. (W USA napiwki to „dobrowolny obowiązek”. Jeśli się z niego nie wywiążesz, możesz stać się bohaterem hecy na cztery fajerki. Istnieje ryzyko, że ten, co nie dostanie zwróci Ci uwagę, może się też wydrzeć albo nawet biec za Tobą lub wezwać przełożonego np. w restauracji.)
Ostatnio jeden taksówkarz w Nowym Jorku dostał 20 procent i powiedział do Pana X, że „sugeruje wyższy napiwek” (!). Kwota za przejazd nie była duża. Fakt, to był krótki odcinek, za kilka dolarów. No ale to nie znaczy przecież, że jeśli płaci się kilka dolców, to napiwek powinien wynosić drugie tyle. Więcej oczywiście gość nie dostał.
Inny z kolei, po tym jak Pan X mu zapłacił, dał napiwek i jeszcze kulturalnie podziękował za podwiezienie, wysilił się jedynie na ziewające „uhhaaaaa”.
Naprawdę, najchętniej zabrałabym mu ten napiwek. Niestety płaciliśmy kartą.
Ameryka to nasze marzenie, na rok 2019 planujemy wakacje właśnie tam, mam nadzieję że się uda 😉 wizy juz mamy to teraz tylko plan gdzie co i jak 🙂
Szczerze polecam, na blogu jest sporo informacji, a do 2019 roku to tu się nazbiera, że ho ho! 😉
Będę oczywiście zaglądać i spisywać to co mi będzie potrzebne 🙂 dodałam Cię juz do ulubionych na Google plus to będę miała na bierząco Twoje informacje 🙂
Super, będziemy zatem widywać się wirtualnie częściej 😉
Cieszę się bardzo 😉
Ech taksiarze… Oni są chyba z innej planety. Wcale mnie nie dziwią Wasze przejścia z nimi. Najbardziej nieprzyjemną historię z taksówkarzem miałam w Chicago. Wiózł mnie na lotnisko. Rachunek wyniósł coś ok. 55 dolarów. Dałam mu stówkę a ten se zaokrąglił i mi reszty wydać nie chciał, bo powiedział że reszta to jego napiwek. Musiałam się z dziadem nieźle kłócić. W końcu oddał mi łaskawie 20 dolarów. Nie miałam już siły i czasu, żeby walczyć o pozostałą kasę. Dodam, że był Polakiem
Jak to nie chciał wydać reszty ze stu dolarów??? Napiwek prawie sto procent? Haha! Welcome to America…
Bardzo podoba mi się ten wpis 🙂
Szukałam właśnie odpowiedzi dlaczego ludzie na Manhattanie wolą taksówki od aut