-Proszę bardzo – mówi robiąc krok w tył mężczyzna, z którym podjeżdżamy wspólnie wózkami do kasy. Mężczyzna zachęca ruchem ręki, bym pierwsza wyładowała swoje zakupy na taśmę. Jesteśmy w amerykańskim supermarkecie, jest wczesny wieczór, mamy koszyki wypełnione jedzeniem. Nie znamy się.
-Pan pierwszy – odpowiadam, bo on był chyba ciut szybciej ode mnie.
-Nie, nie, proszę – zachęca mężczyzna (i nie ma tu znaczenia płeć, kobiety postępują tak samo).
„Ja będę pierwsza, za Chiny mnie nie wyprzedzisz” – choć nic nie mówi, to zachowuje się właśnie tak, jakby dokładnie to chciała powiedzieć. Kobieta pędzi z wózkiem w kierunku kasy, do której zbliżam się też ja. Jesteśmy w polskim supermarkecie i mamy koszyki załadowane jedzeniem. Nie zamierzam się ścigać.
Przyjechałam do USA osiem lat temu, ale jestem w Polsce regularnie, dwa razy w roku. Wiem co się w Polsce dzieje, widzę jak Polska się zmienia. Nie jestem oderwana od rzeczywistości jak ta pani z Greenpointu, która wyjechała znad Wisły do Ameryki czterdzieści lat temu, a w Polsce była ostatni raz nie wiem kiedy, i która wysyła z okazji Bożego Narodzenia rodzinie, co w Polsce została swoje stare garsonki, których już nie nosi myśląc, że jest fajną ciocią z Ameryki.
-Kosztowały po 300 dolarów, dobre są przecież, przydadzą się – mówi całkiem poważnie (autentyczny przypadek).
Mówi się, że podróże kształcą. O tak, bardzo. Ale oprócz tego, otwierają też oczy na pewne zwyczaje, zachowania i ogólnie działające systemy. Że nagle przyjeżdżasz do kraju i widzisz jak ktoś zapiernicza z tym wózkiem do kasy i myślisz: O matko! Że próbujesz zjechać z ronda, włączając kierunkowskaz, by zmienić pas na skrajny, a kierowca obok dodaje gazu, byle cię nie wpuścić. Albo słyszysz od poirytowanej, bliskiej ci osoby, że cieknie dopiero co kupiony czajnik, a sklep zamiast zwrócić pieniądze natychmiast (co zrobiono by od ręki w Ameryce) trzyma go trzy tygodnie i próbuje naprawiać.
-Co ja mogę kupić w Ameryce takiego, żeby w Polsce nie było? – pytają często ludzie, którzy z podróży do USA chcą przywieźć jakiś prezent rodzinie czy znajomym.
-Może to, albo to lub tamto? – próbuję doradzać.
-Eeeee, to wszystko w Polsce jest – pada zazwyczaj odpowiedz.
To prawda, w Polsce jest wszystko. I rzeczy firm, których jeszcze kilka lat temu nad Wisłą nie było i ten sam szajs z Chin. Jest Netflix, najnowsze iPhony i drony.
Jak jestem w Ameryce, to brakuje mi paru polskich klimatów, na przykład spontaniczności, której nie zaznasz w USA na sportowym meczu czy koncercie. Tych dyskusji o wszystkim nawet do rana, gdzie jak ktoś ma swoje zdanie, to je potrafi po prostu wyrazić a nie ukrywa się pod płaszczykiem politycznej poprawności i tylko szeroko się uśmiecha.
To, za czym nie tęsknię, to brak życzliwości, który ujawnia się w mniej lub bardziej znaczących sytuacjach, nie brakuje mi posępnych twarzy i spojrzeń ludzi mijanych na ulicach. Nie brakuje mi też przepychanek.
-Mam taki system, stawiam koszyk z zakupami za sobą a nie przed sobą – mówi znajoma, kiedy rozmawiamy o tym, że niektórzy ludzie oprócz tego, że ścigają się do kas, mają też zwyczaj wiszenia na plecach współkolejkowiczom. Wiszenie jest jedną z tych rzeczy, których nie widziałam tak ostro przed wyjazdem do USA. Czy naprawdę trzeba kombinować z systemem „z koszykiem za sobą a nie przed sobą” skoro każdy mógłby się po prostu trochę odsunąć?
Bardzo podobal mi sie twn wpis! Czesto o tym wlasnie rozmawiam z mama. Jaka roznica jest w mentalnosci ludzi, miedzy innymi krajami. Nie mieszkam w Polsce juz ponad 10 lat. Za Kazdym razem jak jade na wakacje, czesto irytuje mnie mentalnosc ludzi. To wlasnie opisane przez Ciebie wyscigi w sklepie. Ktos stojacy za toba, wjezdza na Ciebie nawet, jakbny mu cos to mialo przyspieszyc! Panie w niektorych biurach czy sklepach, rozmawiaja z Toba, jakby Ci robily wielka przysluge, obslugujac Cie (wykonujac swoja prace, za ktora maja placone!). Wymiany w sklepie, smiechu warte. Nawet szkoda komentowac. Mama, jak kiedys mnie odwiedzila,… Czytaj więcej »
Niestety co do kolejek można zauważyć kilka negatywnych rzeczy,które mają miejsce w Polsce. Często jest tak, że pomimo wyraźnego znaku iż dana kasa jest z pierwszeństwem dla pewnych osób np kobiety ciężarne, czy osoby mające max 5 produktów w koszyku to ustawiają się tam wszyscy. I nawet jak pojawi się kobieta, która powinna mieć pierwszeństwo w tej czy w innej kasie zdarza się, że nikt jej nie przepuści bo ludzie niestety nie widzą chyba takiego powodu. Innymi przypadkami są też te, gdy ludzie potrafią wózkami najechać kogoś kto jest przed nimi, lub też kłócić się przy kasie (niestety). Nie jest… Czytaj więcej »
Tak, zauważyłam, że ludzie często nie stosują się do zasad czyli jest wręcz odwrotnie jak w USA. Tutaj ogólnie zasady są przestrzegane, oczywiście zdarzają się wyjątki, ale większość osób respektuje ogólnie przyjęty kanon postępowania i wszystkim żyje się łatwiej. Niby oczywiste a jednak nie we wszystkich krajach to działa. Myślę jednak, że po prostu wynika to z wpajania pewnych zasad od małego, choćby w szkole o czym pisałam niedawno, że dzieci nie mogą sobie chodzić po szkole gdzie chcą, że nie można biegać itd. Obowiązują pewne schematy działań i ludzie się dostosowują.
Lidko, dziękuję za (jak zawsze) bardzo ciekawy tekst. Pozwolę sobie podzielić się własnymi spostrzeżeniami. Zdecydowanie potwierdzam dominujące w naszych zwyczajach "wyścigi sklepowe". Osobiście nigdy w nich nie uczestniczę, wolę przepuścić, zrobić miejsce i cieszyć się spokojem. Bardzo często kiedy jesteśmy już przy kasie, zwykle z zapakowanym po brzegi wózkiem – swoją drogą nie wiem, jak to się dzieje, że w naszym zawsze jest pełno 😉 przepuścimy następną w kolejce osobę, która ma małe zakupy. To jednak jest rzadkość w naszych warunkach. Druga sprawa do wyścigi na ulicach z cyklu "ja pierwszy, nawet jak zajadę tobie drogę". Słyszałem kiedyś taką opinię… Czytaj więcej »
W USA rzeczywiście kierowcy zatrzymują się przed przejściem dla pieszych i zatrzymują się kilka metrów przed pasami a nie przy samej granicy, natomiast zdarzają się tacy, którzy się nie zatrzymują. I nawet czasem osobiście tu bardziej pilnuję się żeby beztrosko nie wchodzić na przejście, ponieważ w Polsce mam zakodowane, że nikt się nie zatrzyma i czekam po prostu na swoją kolej. A tu ludzie często po prostu idą, "bo pieszy jest najważniejszy" a jak wiadomo wśród kierowców zdarzają się różni ludzie i czasem też potrafią śmignąć komuś, kto jest już na pasach. To nie zdarza się nagminnie, ale się zdarza.
Mieszkam w Kanadzie prawie nad Jez.Erie,a i do Niagary nie daleko.Spotykam sie na kazdym kroku z ludzka zyczliwoscia. Jak samochod sie zepsuje na autostradzie to wiadomo,ze zaraz ktos z telefonem sie zatrzyma ,jesli wychodzi kierowca i zaglada pod maske ,pewne,ze kilku panow sie zatrzyma.Wpadlam w poslizg i wyladowalam prawie w erowie w glebokim sniegu ,nawet nie wychodzilam z samochpdu,zaraz zatrzymal sie mlody czlowiek,mlodszy od mojego syna i kleczac w mokrym sniegu zaczepil mi swoja line i wyciagnal z rowu, a na prppozycje z mojej strony jakiejs rekompensaty prawie sie obrazil. Itd, a nie wiem jak z tym jest w Polsce… Czytaj więcej »
Heleno, byłam niedawno w Kanadzie, ludzie są rzeczywiście bardzo, bardzo mili. W Polsce – z moich doświadczeń, czyli osoby, która mieszka w USA osiem lat – jest skrajnie. Nie mogę powiedzieć, że wszyscy są niemili, bo to nie prawda, ale prawdopodobieństwo, że ktoś potraktuje Cię niefajnie, albo Ci nie pomoże w drobnej sytuacji jest większe, że to stanie się nad Wisłą, niż po tej stronie globu. Mam nadzieję, że w tej dyskusji odezwie się ktoś z Polski, bo ja też muszę stwierdzić, że to się jednak trochę zmienia na lesze, Polacy podróżują po świecie i niektórzy, to co jest fajne… Czytaj więcej »
Polacy chyba rzeczywiście nie garną się jakoś zbiorowo do pomocy, choć nie zdarzyło mi się nie otrzymać wsparcia "silnej męskiej ręki", gdy o nią poprosiłam. Myślę jednak, ze różnice mogą wynikać z postaw bardzo głęboko zakorzenionych, z charaktery kraju, jego wielkości czy klimatu. Myślę, że Amerykanie są nauczeni samodzielności, co zostało im jeszcze z czasów kolonizacji, a my po latach "państwa opiekuńczego" wciąż oczekujemy, że "państwo" dla nas coś zrobi, zamiast zakasać rękawy i samemu się zorganizować. Ta państwowa "opieka" bardzo osłabia taką zwykłą ludzką solidarność i aktywność, zakładamy, że wyciąganiem innego samochodu z rowu "ktoś" się zajmie. Poza tym… Czytaj więcej »