-A czerwona kokardka jest?
-Nie ma.
-To trzeba przywiązać! Ja mojemu nie przywiązałam, taka jedna spojrzała i nie spał dziewięć miesięcy!
Pan X i ja siedzieliśmy w kuchni. W Polsce. Pan X dopiero co wrócił z pobliskiego spożywczaka, w którym kupił coś na śniadanie i opowiadał mi o tym, co wydarzyło się przy kasie, podczas płacenia. Towarzyszył mu nasz trzymiesięczny syn, który leżał sobie w tym czasie grzecznie w wózku. Kasjerka uznała, że musi ostrzec Pana X, że jeżeli nie zawiąże czerwonej wstążeczki, to mogą być z tego kłopoty.
-Trzeba zawiązać – mówiła, skanując nie wiem już, które opakowanie kabanosów.
-Eeeee, zabobony, ja w to nie wierzę – machnął ręką Pan X.
-Trzeba w coś wierzyć – odezwał się na to lokalny żulek, który już stał przy kasie z piwkiem mimo, iż było dopiero po ósmej rano. Kokardka musi być – dodał.
Pan X wrócił do domu nieco skołowany.
-Przecież nie będziemy wiązać czerwonej kokardki – powiedział.
-Daj spokój – skwitowałam krótko.
Nie dawało nam to jednak spokoju. Kilka godzin później spędzaliśmy popołudnie po polsku. Na działce. Był niejeden wujek, była niejedna ciocia, niejedna babcia, był jeden dziadek i jedna prababcia.
-Czy przy wózku powinna być czerwona kokardka? – zagaił Pan X.
-Kokardka być powinna – usłyszeliśmy.
-Zabobony – odparł na to Pan X.
-Kokardka powinna być – ktoś powiedział ponownie.
Doszliśmy do wniosku, że nie damy się zwariować. W końcu zanim przyjechaliśmy z dzieckiem do Polski, kręciliśmy się po Waszyngtonie z niemowlakiem, słysząc ciągle od obcych ludzi, że nasz syn jest albo piękny, albo śliczny, albo słodki albo nie wiem już jaki. W windzie pochylali się nad nim jacyś ludzie, by powiedzieć „hi”, zapytać nas jak ma na imię i jak się ma. Tak samo było w sklepach czy kawiarnianych ogródkach. To było z czystej sympatii a nie z powodu złych intencji. Po prostu w tutejszej kulturze ludzie tak się zachowują. Pochylają się nad niemowlakiem i się do niego uśmiechają, nie po to żeby rzucać CZARY ale po to, by mu powiedzieć wesołe „cześć”.
W Polsce to się nie zdarzyło podczas trzytygodniowego pobytu. W Polsce obcy ludzie wpatrywali się w dziecko, ale nic nie mówili. W Ameryce, gdy idę z wózkiem i mijam obcą osobę z wózkiem, natychmiast wymieniamy uśmiechy i mówimy „hi”, choć się nie znamy. Próbowałam tego samego w Polsce, ale jedna czy druga mama zmroziła mnie wzrokiem. Zaniechałam prób. Znajomy wytłumaczył mi, że źle robię. Że nie trzeba się zniechęcać tylko próbować dalej, bo w końcu na pewno znajdzie się osoba, która odpowie tym samym. Z pewnością miał rację.
Będąc w Polsce często mam jednak takie odczucie, że nad Wisłą dziś jest WSZYSTKO, ale mijani na ulicach ludzie są często smutni i posępni. Szkoda.
(tekst powstał w 2013 roku, został opublikowany na blogu ponownie z okazji przypadającego 1 czerwca Dnia Dziecka).
Sami nadajemy znaczenie wszystkiemu. Jezeli bedziemy wierzyc ze spojrzenie obcej osoby bedzie mialo wplyw na moje dziecko, to tak bedzie. Rodakom w kraju polecalbym wiecej wiary. Ale wiary w siebie i swoja stworcza moc, a nie w zabobony (cokolwiek mialoby to oznaczac). W stu procentach sie zgadzam z Toba. Jestem w Polsce co roku od wielu lat i tym co irytuje mnie najbardziej to naburmuszonosc i aroganckosc. O slowie „przepraszam”, gdy ktos zawadzi mnie ramieniem przechodzac obok, nie wspomne…. Pozdrowienia!
A ja myślę, że nie ma się czym przejmować. Miałyście czerwone majtki na maturze? A niebieską podwiązkę w dniu ślubu? Itp. rzeczy mają miejsce, więc czemu nie kokardka 😀A co do spojrzeń to potwierdzam, u nas to dziwnie się do kogoś obcego uśmiechnąć albo zagadnąć, ale nie dziwmy się, każdy naród jest jakiś. Ważne, że sa takie czasy, że w każdej chwili możemy zmienić swoje miejsce zamieszkania, jeśli nam się nie podoba 😉A co do nachylania się obcych osób nad dzieckiem to ja bym była ostrożna chociażby ze względów higieniczno – medycznych, żeby jakiś 'obcy' zaraził mi dziecko! Szczelnie zakryć… Czytaj więcej »
Czerwona kokardka czy wstążka to zabobon niewarty wiary(tym bardziej jeśli są Państwo wierzący). Lepiej jest kupić coś dla dziecka – coś typu medalik lub zwykły obrazek. Jeszcze raz powtórzę dla mnie jako wierzącego są to rzeczywiście bzdurne zabobony(tak jak zresztą powiedział Pan X). Nie dajcie się zwariować. A swoją drogą lubię uśmiechnąć się do dziecka w wózku. Spotkałem się też z czynieniem znaku krzyża na czole dziecka. Pozdrawiam.
Ja zawiązałam na wszelkie wypadek.ładnie wyglądała przy wózku ot co:)
Pozdrawiam gorąco
Basia http://wyzwania-losu.blogspot.it
Jak zwykle ciekawy reportaz. Wlasnie wrocilam z PL, z Gdanska/Sopot i moje obserwacje byly wyjatkowo pozytywne, najlepsze od czasu emigracji 30lat temu. Ludzie zyczliwi, usmiechnieci…szok dla mnie. Czy to ma zwiazek z rejonem Polski, czy z faktem ze wielu radosnych turystow? Nigdy nie slyszalam o czerwonej kokardzie?!
Moje wrazenia yly tak pozytywne ze zaczelam sie zastanawiac dlaczego mlode pokolenie emigruje. Twoja relacja troche mi odpowiedziala na moje pytanie.
Amcapol
Buhaha…kokardka musi być…
nie sposob sie nie zgodzic:(
niestety, Polska czasem jawi sie jako ciemnogrod. przykre..