Zawsze wydawało mi się, że napiwek to gratyfikacja dla kelnera czy kelnerki za miłą obsługę, uśmiech i podanie dobrego jedzenia. Ale przede wszystkim wydawało mi się, że napiwek jest DOBROWOLNY a nie obowiązkowy. Jestem jak najbardziej za, uważam nawet, że regulowanie rachunku co do centa czy grosza jest po prostu mało eleganckie. Jednak tu w Stanach dostaję niemal szału, gdy w niektórych restauracjach kelnerzy doliczają sobie napiwki sami
(w wysokości co najmniej piętnastu procent). Nie rozumiem tej praktyki i tak naprawdę nie bardzo wiem jak się zachować. Jako, że nie wiem, to płacę…
W Ameryce, jak wiadomo używa się przede wszystkim plastikowych pieniędzy czyli kart : kredytowej albo debetowej. Kiedy wręczymy pani lub panu naszą kartę i kiedy pani lub pan pójdą z nią na zaplecze (przypominają mi się od razu porady polskich ekspertów : „nie dopuść by karta zniknęła ci z oczu” – w USA jest to niemożliwe) niemal za każdym razem zastanawiamy się z Panem X co owa pani lub ów pan sobie tam dopiszą. Gdy dostajemy kartę z powrotem sprawdzamy oczywiście dołączony wydruk.
Na wydruku powinny być następujące pozycje : kwota do zapłaty, podatek, tip czyli napiwek oraz suma. Jeśli jest tak, to jest ok. Dopisujemy wtedy napiwek, sumujemy i wpisujemy ostateczną kwotę jaka ma być ściągnięta z karty. Czasem jednak wydruk wygląda inaczej (wtedy jestem zniesmaczona) : kwota do zapłaty, podatek, DOPISANY JUŻ NAPIWEK a pod tą pozycją wolne miejsce na… DODATKOWY NAPIWEK i suma do zapłaty. Oczywiście nigdy nie dopisujemy żadnego dodatkowego napiwku. Jesteśmy wystarczająco wkurzeni, że ktoś dopisuje sobie sam i stawia nas pod ścianą. Bo co wtedy zrobić? Przekreślić to i wpisać ostentacyjnie zero albo inną sumę niż piętnaście procent? Nigdy tak nie zrobiliśmy, bo po prostu nie wiemy jak się zachować. Może ktoś z Was wie jak się załatwia takie numery? A może po prostu nie ma wyjścia i trzeba to zaakceptować? Bardzo mi się to nie podoba.
Aha, jeśli myślicie, że płacąc gotówką można zapobiec takim praktykom to nie do końca. W barze sushi w Nowym Jorku dostaliśmy ręcznie wypisany rachunek z naszą ulubioną pozycją TIP już doliczoną. Można ewentualnie położyć pieniądze na stole i wyjść zostawiając napiwek wedle uznania lub ukarać dopisywacza totalnie, nie zostawiając nic. Jest to jednak dość ryzykowane… Znajomy raz nie zostawił, to pani wyleciała za nim na ulicę i się awanturowała:) Nas z kolei opieprzyła jakiś czas temu wielka, czarnoskóra kobieta w przybytku zwanym Waffle House (w życiu tam więcej nie pójdę) bo uznała, że napiwek był za mały… Wyszliśmy a ona darła się na tę całą budę… Taksówkarz też nas prawie rozjechał, bo jego zdaniem powinien dostać więcej… Masakra jakaś.
Jakoś mnie to nie dziwi. We włoszech doliczają sobie napiwek od razu, tzw. "pane a servizio". Ale swoją drogą nie jest to przyjemne zwłaszcza jak nie zna się takich obyczajów.
NYC to dzungla. Pamietam i ta ludzka energia mnie zachwycala …na 7 dni.
U mnie w Kalifornii znacznie bardziej spokojńie . Co do napiwkow, zwykle samemu sie daje ile wola ale te 10-15% jest oczekiwane.
Amcapol
To wszystko z powodu bardzo kiepskich stawek dla kelnerow. Wiem, bo dzieciaki moje w wieku nastu lat pracowaly w wakacje i zarabialy $2.13/godzine, czyli stawke ponizej godnosci. Bez tipow, kelner nie jest w stanie zarobic na zycie, ale bezczelne doliczanie do rachunku to ciezka przesada. Nie zostawiam ani centa za kiepska obsluge..i niech sie wydzieraja i wylatuja za mna na ulice 🙂
Nie lubię!
🙂
W końcu Ameryka nadal boryka się z kryzysem…
To i ludzie łapią się każdego grosza, który może być ich…
Chyba 😉